Zapora Pilchowice
Pod koniec wakacji miałem przyjemność, wędrować ścieżkami i bezdrożami w okolicach jeziora Pilchowickiego. Moim towarzyszem w tej wyprawie był Rafał. Plan zakładał start z okolic zapory, okrążenie jeziora i powrót przez most kolejowy nad jego wodami.
Druga co do wielkości zapora w Polsce, 16 listopada 1912 nastąpiło jej oficjalne otwarcie przez ówczesnego Cesarza Wilhelma II i od tamtej pory funkcjonuje po dziś dzień. Obiekt monumentalny i dający świadectwo częściowego ujarzmienia natury przez człowieka.
Po koronie zapory i okolicznych ścieżkach kręci się trochę turystów, sporo obco krajowców. Nie poświęcamy wiele czasu na studiowanie tej budowli, i zaraz po przejściu przez koronę zapory znikamy w leśnych drużkach.
Marsz na orientację i wrażliwość
Nie mamy wyznaczonej trasy a jedynie ogólny plan przejścia, kierujemy się tam gdzie jest ładnie, gdzie nogi niosą i gdzie iść można. Kroczymy drogami polnymi, przecinamy pastwiska porozrzucane po okolicznych pagórkach. W końcu docieramy do miejsca gdzie na stromych i urwistych zboczach w koło jeziora prowadzą wąskie i kręte ścieżki wydeptane przez wędkarzy. Rozglądamy się uważnie i szukamy miejscówki na noc.
Znajdujemy wspaniałe miejsce na nocleg, to delikatnie wysunięty cypel, z którego rozciąga się wspaniały widok. Mamy też „szczęście” widzieć skutki suszy. Poziom wody jest krytycznie noski, ślady na brzegach, pozostawione przez wodę jednoznacznie rysują stan „normalny”. Już przy zaporze widać było że wody jest mało a czym dalej tym gorzej. Nasz plan szybko ewoluuje i za cel bierzemy dno jeziora, kolejnego dnia mamy zamiar zejść na dół i poruszać się dalej częściowo wyschniętym zbiornikiem.
Noc pod gwiazdami
Hamaki rozwieszamy kilka metrów w las, tak nas nie zawieje, a sami rozkładamy się do wieczornego posiłku. Jest jeszcze jasno a my mamy piękne widoki na otaczające wodę zbocza, noc zapowiada się pogodnie. Sączymy winko i delektujemy się gwieździstym niebem. Jeszcze przed świtem budzą mnie odgłosy przedzierającego się niedaleko wędkarza, kręci się gdzieś po okolicy próbuje znaleźć miejscówkę, ja śpię dalej. Rano na jeziorze widać sporo łodzi, a w każdej wędkarz i pewnie każdemu marzy się wielka ryba. Wiele rozrywki dostarcza słuchanie rozmów między „banderami”, proste, zwięzłe i niecenzuralne słowa „kapitanów”, pozwalają przekazać wiele informacji, jednocześnie minimalizując płoszenie ryb.
W górę i w dół
Poranek wita nas wschodzącym słońcem, promienie leniwie docierają do naszej bazy między drzewami. Powoli pakujemy obóz i szykujemy śniadanko. Przy jedzeniu staramy się wybrać linię naszej trasy, a przede wszystkim miejsce w którym zejdziemy na dno zbiornika z urwistych zboczy. Wybieramy, oddalone o około 500m dalej, niezbyt gwałtownie opadające zejście i podążając wzdłuż lini jeziora tam się kierujemy. Przez pokryte piachem a cześciowo już zarośnięte dno wolno płynie, a raczej stoi koryto rzeki, woda jest i organicznie brudna. Kierujemy się w górę gdzie powoli prąd rzeki nabiera na sile. Po pewnym czasie znajdujemy się w malowniczej dolinie między wzgórzami, gdzie wartki strumień wody ciska się przez głazy pokrywające koryto rzeki.
Woda jest coraz szersza a my nadal po niewłaściwym jej brzegu, idziemy coraz dalej szukając dogodnego miejsca na przeprawienie się na właściwy brzeg. Wreszcie docieramy do jakiegoś starego progu wodnego i in przechodzimy. Teraz zaczyna się prawdziwa eksploracja, brak jakichkolwiek ścieżek a zbocza naprawdę stronę, idziemy tak raz w górę raz w dół kierując się na stary most kolejowy. Wreszcie opuszczamy strome zbocza i pagórki i wychodzimy na łąki, Okrążamy najdalej wysuniętą część jeziora i wchodzimy na ścieżkę prowadzącą do naszego celu. Po drodze znów mijamy dziesiątki wędkarzy i po raz kolejny widzimy łodzie na jeziorze. Wreszcie zmęczeni ale naładowani pozytywnymi emocjami docieramy do najwyższego mostu kolejowego w Polsce. Z lekkim stracham przechodzimy po leciwych deskach, których często brakuje, na jego drugą stronę. Po kilkunastu minutach dochodzimy do miejsca naszego wyjścia i kończymy przygodę.
Hamaki, winko, gwieździste niebo. No, no , no 🙂
Super sprawa. To bardzo malownicze tereny, w sam raz na nieśpieszną i niewymagającą wycieczkę. A jeśli dopisze pogoda, to już w ogóle… 🙂