Wysoka Kopa – Góry Izerskie
Góry Izerskie to najdalej wysunięty na zachód masyw górski w Polsce, są to też najmniej zaludnione obszary w całych Sudetach. Na niektórych szlakach nawet po całodniowej wędrówce nie spotkamy nikogo. Charakterystycznym elementem tych gór jest nieco księżycowy krajobraz, jest to efekt klęski ekologicznej lat 70 i 80, kiedy to kwaśne deszcze pozbawiły zalesienia większość z tutejszych szczytów. Góry te mają swoje tajemnice i niezwykłe legendy. Nazwa gór pochodzi od rzeki Izery, o której wzmianki pojawiły się już w XIII wieku, a nazywano ją Gizera. Pod koniec XVIII wieku region ten otrzymał nazwę Gór Izerskich. Najwyższym szczytem Izerów jest Wysoka Kopa, szczyt wznosi się na wysokość 1126 m n.p.m, w paśmie Wysokiego Grzbietu.
Zdobycie Wysokiej Kopy, jako kolejnego szczytu do Korony Gór Polski, potraktowałem jako idealną okazję do nieco większej wędrówki po górach. Jako miejsce startu wybrałem Jakuszyce – mekkę biegaczy narciarskich. To właśnie w okolicach Jakuszyc znajdują się najwspanialsze trasy biegowe w Polsce. Niestety ja nie zabrałem ze sobą ani biegówek ani rakiet śnieżnych, czego w konsekwencji bardzo żałowałem.
Z Jakuszyc wystartowałem ok. godziny 9:00, i zielonym szlakiem podążyłem w kierunku Rozdroża pod Cichą Równią. Początek trasy wymarzony, fajna pogoda, nieliczni turyści (wszyscy na nartach biegowych), i twardy ubity śnieg pod butami. Na niebie kłębią się chmury z których to co chwila pada śnieg, by po kilkunastu minutach odsłonić piękny błękit, szlak osłonięty od wiatru a pokonywanie wzniesienia doskonale mnie rozgrzało. Po dotarciu do Rozdroża pod Cichą Równią odbiłem na szlak niebieski w kierunku Dziczego Jaru. I tu warunki pomału zaczynają się zmieniać, wraz z wysokością wieje coraz bardziej i temperatura (ok -8℃) zaczyna dawać się we znaki, zwłaszcza w chwilach przestoju. Ale największym problemem okazuje się śnieg, po dojściu do Jagnięcego potoku, gdzie szlak niebieski skręca gwałtownie i gdzie tego dnie nie stąpała żadna stopa zaczyna się niezłe przedzieranie. Co kilka kroków zapadam się po kolana, lub głębiej, instynktownie staram się wybierać miejsca nieco bardziej przewiane ale nie wiele to daje. Wreszcie po sporym zmaganiu ze śniegiem docieram do szlaku czerwonego, tu otwiera się wspaniały widok na halę Izerską. Wiatr unosi zmrożony śnieg, na niebie kotłują się chmury a szlakiem podążają mocno opatuleni turyści. Tu pierwszy raz, tego dnia, widzę piechurów, dwie sympatyczne Czeszki idące naprzeciw mnie. Tak jak ja nie mają rakiet śnieżnych i walczą z zapadaniem się w śniegu, jedno ahoj, spojrzenie na siebie, i już wiem że czują to samo co ja.
Wreszcie dochodzę do Chatki Górzystów, małe, skromne i pełne pozytywnej energii schronisko. W środku tłoczno, temperaturę podnosi żywy płonień buchający ze starego kominka. Znajduje wolne miejsce przy stole i wyciągam przygotowane kanapki. Wypatruję, krążącą między gośćmi, pieczęć schroniska i przybijam w książeczce. Po krótkiej regeneracji ruszam dalej, szlakiem żółtym w kierunku Rozdroża pod Kopą.
Początkowo nie jest źle, zapas nowych sił, szlak ubity i mimo podejścia idzie się dobrze. Dochodzę do Rozdroża pod Kopą a po drodze ni żywej duszy. Teraz zaczyna się ciężki odcinek, długie podejście, sporo śniegu w którym co chwila się zapadam a w dodatku porywisty wiatr. Ale cytując klasyka: „W pogardzie mając tnące szpony mrozu” dochodzę do wiaty turystycznej pod Wysoką Kopą, tu robię przerwę, ostatni łuk ciepłej herbaty, rzut oka na mapę i kieruję się ku szczytowi.
Na szczyt Wysokiej Kopy nie ma jako takiego szlaku, a jedynie niewielka ścieżka. Brak jakiegokolwiek śladu, śnieg momentami po pachy. Powoli kroczek po kroczku, z tysiącami myśli w głowie, idę w górę. Ciężko określić gdzie jest szczyt, wszystko zasypane śniegiem, górę oplatają chmury a wszystko w koło wygląda tak samo. Wreszcie jakiś ślad, jak by ktoś tu szedł (może wczoraj?), idę przed siebie. I oto moim oczom ukazuje się skromna, żółta, tabliczka z napisem Wysoka Kopa. W tym samym czasie, od drugiej strony dociera tu czteroosobowa grupa turystów, szczęściarze mają rakiety śnieżne. Potwornie wieje, zbliża się wieczór i jest już na pewno ok -10℃, pamiątkowe zdjęcie, krótka wymiana zdań z napotkanymi ludźmi i trzeba schodzić. Na szczęście w dół jest nieco łatwiej, trasę znaczy mój wcześniejszy ślad no i z górki.
Wreszcie koniec tej mordęgi w śniegu, dochodzę do szlaku czerwonego i krętą ścieżką docieram do szlaku zielonego. Zapada zmrok, w koło pusto, ale idzie się cudownie, to niesamowite uczucie spełnienia i świadomość że już tak blisko do celu. A jednak euforia udzieliła mi się zbyt szybko, zbyt pewny siebie, zapędziłem się za daleko. Na szczęście nieznajoma okolica zaalarmowała moją czujność, na krzyżówce pomyliłem trasę i zagalopowałem się ok 3km w kierunku Schroniska Orle. Opamiętałem się w porę i zawróciłem na właściwy szlak. W dole widać już światła Jakuszyc, dochodzę do samochodu i koniec Izerskiej przygody.
Piękne zdjęcia. Jak dla mnie brakuje jeszcze informacji na temat ustawień aparatu 🙂
Grzesiek, 35mm, f do 2.8, ISO 100-300, czas adekwatnie do warunków 🙂
W Góry Izerskie zimą to najlepiej na biegówkach albo w rakietach. Moja pierwsza próba zdobycia Wysokiej Kopy była właśnie ze śniegiem po pachy, „na butach”. Wtedy jeszcze nie było wyżej umiejscowionej tabliczki z napisem, tylko jakaś malutka prawie przy ziemi, więc na bank leżała pod śniegiem. Odpuściliśmy wtedy. Wymęczeni torowaniem, pod koniec jeszcze ścigaliśmy się z czasem, z powodu autobusu, którym mieliśmy wrócić do domu.
Jak zawsze fajne zdjęcia. Bardzo mi się podobają 🙂 Gratulację za szczyt, bo naprawdę sama wiem w jak ciężkich warunkach został zdobyty 🙂 Jaki kolejny szczyt z KGP w planach?
Pozdrawiam!
Świetna wyprawa, gratulacje!!!:) Odrobinę odbiegnę od tematu, ale może ktoś poleci miejscowość do odwiedzenia Gór Izerskich latem?
Przepiękne zdjęcia 😉
Pamiętam ze szkoły jeszcze, że Góry Izerskie zawsze obrywały kwaśnymi deszczami i były nieźle zniszczone (chodzi o drzewostan). Jak to wygląda teraz?? Czy odrodziło się już wszystko?