Chatka Puchatka
Z moją wizytą w Chatce Puchatka wiąże się niezwykła historia. W poszukiwaniu kolejnych ciekawych miejsc w Karkonoszach natrafiłem na informację o Chatce Puchatka. Pogrzebałem trochę w internecie i podjąłem próbę kontaktu z kimś kto ma klucze do chatki. Niestety nie udało się nic załatwić a góry wołały.
Był początek marca a w Karkonoszach zima miała się świetnie. Zależało mi na noclegu w terenie lub ciekawym miejscu. Wreszcie wybór padł na wiatę leżącą na czerwonym szlaku pomiędzy: Sowią Przełęczą a Przełęczą Okraj. Przygotowałem się na niskie temperatury, nocleg w terenie i ruszyłem ku przygodzie.
Plan był prosty, wędrówka po okolicznych szlakach a o zmierzchu dotrzeć do wiatki. Tak też zrobiłem i przed zapadnięciem nocy spokojnie dotarłem do wyznaczonego celu. Kręciło się sporo ludzi, trochę mnie to zaskoczyło bo było już późno i bardzo zimno. Szybko się okazało żę trwa jakiś bieg i to po prostu końcówka zawodników. Kiedy się już uspokoiło, udałem się do wnętrza wiaty celem urządzenia się na noc.
Niesamowite spotkanie
To co się wydarzyło po wejściu do wiatki ciężko nazwań zwykłym przypadkiem. Wchodzę do wnętrza i witam się z dwójką turystów, młodzi roześmiani ludzi, wyglądają na parę. Kończą przerwę i szykują się do wyjścia. Nagle bez powodu zaczynamy rozmawiać. Pytają gdzie idę, odpowiadam że ja już dotarłem do celu i śpię właśnie tu. Trochę zaskoczeni, informują mnie że oni idą do Chatki Puchatka. Chwila jakiegoś dziwnego zastanowienia. Chcąc zabłysnąć, i sprowadzić ich na ziemię, informuję że ten obiekt jest zamknięty a klucze posiada wąska grupa wybrańców. Odpowiedź była miażdżąca dla mojej próby zabłyśnięcia. Tak wiemy, i mamy klucze. Jak chcesz zapraszamy.
Kiedy jest łatwo, jest nudno
Tak niesamowity przypadek, a może przeznaczenie, nie mógł iść bez przygody obok. Po euforycznym przyjęciu informacji, prawie natychmiast wyruszyliśmy w kierunku celu. Położenie chatki było mi dobrze znane, miałem ją naniesioną na mapę. Mieliśmy około godziny marszu, wiał mocny wiatr i prał po twarzy zmrożonym śniegiem. Brnąc w świeżym i kopnym śniegu, nie bardzo przejmowaliśmy się pogodą. Przecież gdzieś tam, już całkiem blisko czeka „domek z bajki”. Napalmy w kominku, zrobimy ciepłej herbaty i ugotujemy coś pysznego.
Mijamy kolejne drzewa, i stromym zboczem schodzimy w dół. Wreszcie docieramy, robi się już ciemno, temperatura ok -10 stopni Celsjusza. Odśnieżamy drzwi, odsuwamy zaspy śniegu z przed wejścia. Próbujemy otworzyć kłódkę ale klucz nie chce wejść. Podejrzewamy że zamarzła, próbujemy ją ogrzać ale nic z tego. Kłudka raczej jest uszkodzona niż zamarznięta, wygląda tak jakby ktoś probował w niej grzebać czymś innym niż klucz. Nasze morale nieco upada, miało być tak pięknie a tu lipa. Drzwi s`naprawdę solidne, i nie ma innej opcji jak otworzenie kłódki i kolejnego zamka.
Ja mam sprzęt by bez problemu przenocować na dworze w tych warunkach. Ale moi towarzysze, a zwłaszcza część piękna zaczyna już przemarzać. Sytuacja robi się niepokojąca, jest już ciemno a my jesteśmy w przysłowiowej „dupie”. Szukając rozwiązania problemu, kolega proponuje przepiłowanie kłódki. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby miał sprzęt, ale on proponuje to zrobić pilnikiem który na w scyzoryku. Z szacunkiem dla scyzoryków Victorinox, pomysł wydaje mi się niedorzeczny. Ale opcji jest tak mało, a w zasadzie tylko ta jedna, więc zaczynamy piłowanie. Po kilkudziesięciu minutach stwierdzamy że jest to możliwe ale wymaga czasu. Pozostaje jeszcze pytanie czy budowa kłódki pozwoli na jej wyjęcie po przepiłowaniu.
Mija kilka godzin, niewiasta mocno wyziębiona (ale bardzo dzielna), my już jesteśmy na finiszu. Ostanie minimetry i wreszcie koniec, kłódka spada. Gigantyczna radość, jeszcze tylko jeden klucz, już bez problemu i drzwi się otwierają.
Zasłużona laba
Szybko rozpalamy w kominku, a jego ciepło powoli rozgrzewa chatę. Klimat o jakim można marzyć, ściany z bali, drewniany stół świece wypełniają pomieszczenie delikatnym światłem. Pijemy herbatę i zjadamy coś na szybko, a między czasie moi gospodarze szykują wielki gar zupy gulaszowej.
Tu wszystko smakuje inaczej, herbata która jest tak ciepła i tak doskonale nas rozgrzewa. A przecież zrobiona z zimnego śniegu z mroźnej polany tuż obok. Wino które pijemy też smakuje wyborniej i jakoś bardziej niż zwykle napędza rozmowę. Dyskutujemy, wspominamy i cieszymy się tymi wyjątkowymi chwilami do bardzo późna.
W chacie jest poddasze do nocleg i jedno łóżko na dole w głównej izbie. Na dole jest też kominek, więc zdecydowanie przyjemniej, tu nocujemy, Oni na łóżku a ja szczęśliwie w hamaku który udało mi się powiesić w chacie.
W swoją stronę
Kiedy wstaje nowy dzień wraz z nim budzi się wielka radość z minionych zdarzeń. Jemy śniadanie i rozmawiamy na spokojnie o wszystkim. Poźniej przychodzi czas na prace gospodarcze, trzeba uzupełnić drzewo do kominka. Cięcie, rąbanie, znoszenie i układanie drwa zajmuje nam czas do południa.
Uzupełniam herbatę w termosie, dziękuję gospodarzą za tą wyjątkową okazję nocowania w Chatce Puchatka i odchodzę w swoją stronę. Zostawiam tą wesołą parę by mogli się nacieszyć sobą w samotności.
Wciągnęłam się czytając tę historię. Też jestem zdania, że w życiu nie ma przypadków, za to są dary losu. Miłego wędrowania!
Wspaniała historia. Czym robione foty „z kijka”?
GoPro4 🙂
Dzięki. To jednak ma swoją jakość.
Świetna historia, mimo kilku mroźnych chwil miło było brać w niej udział. ; ) To był wypad z przygodami – a wiadomo, że takie są najlepsze, dzięki za upamiętnienie go tym wpisem!
Świetna historia! I takie przygody można przeżyć wcale nie tak daleko od domu. Karkonosze podbijają moje serducho od kilku sezonów – właśnie zimą. Ciekawa jestem jaka będzie w tym sezonie. Koniecznie musimy się ugadać na jakiś wypad, może z dodatkiem biegówek? Pozdrawiam!
Świetne
Ta historia wciągnęła mnie tym bardziej, że w lipcu br. byłam z mężem w Chatce Puchatka ( nie w środku bo zamknięta). Znam ją z opowieści mojego taty, który w latach młodości wielokrotnie w niej nocował i opowiadał mi o niej. Wtedy była dostępna dla każdego kto wiedział jak do niej trafić. Szkoda, że nam się nie udało do niej wejść i jest dla ” wybrańców” .
Bardzo ciekawa oraz wciągająca historia. Dobrze się czyta twoje opisy. Zdjęcia po prostu świetne, czekam za kolejnymi wpisami.
Wow, co za wspaniała historia! A już zwątpiłem, że wejdziecie do środa 😉