Chatka AKT w Karkonoszach
Urzeczony pobytem w Chatce Wielkanocnej postanowiłem kontynuować ten trop i odwiedzić inne Karkonoskie chatki. Chatek jest sporo, i w różnym stanie. Niestety nie udało się zgrać terminów z chłopakami i przygodę tę „musiałem” przebywać sam. Jako cel wybrałem Chatkę AKT, to jedyna chatka w Karkonoszach w której na stałe przebywa opiekun tz Chatar.
Nocne ścieżki
Najdogodniejszym miejscem startowym do taj chatki jest Jagniątków i czarny szlak prowadzący na grań Karkonoszy. Było już po 19:00 kiedy dojechałem do parkingu przy pensjonacie Nad Wodospadem, tu zostawiłem auto i udałem się w kierunku czarnego szlaku. Dość szybko zobaczyłem oznaczenia szlaku i zgodzie z instynktem ruszyłem przed siebie. Niewielki wiatr, temperatura ok -5C, jest nawet trochę śniegu idzie się raźnie. Plecak trochę wyładowany i ma swoją wagę ale już się do tego przyzwyczaiłem i po rozgrzaniu idzie się dobrze. I nagle po ok godzinie marszu, zerkam na mapę i coś mi nie pasuje. zerkam dokładnie i okazuje się że idę dobrym szlakiem ale w złym kierunku. Czarny szlak przechodzi przez Jagniątków ale nie schodzi w dół tylko zawraca w górę. Określam moją pozycję, kierunek do chatki i postanawiam iść leśnymi ścieżkami na skróty. Na mapie wyglądało to zdecydowanie lepiej, wszystko zasypane śniegiem, spora cześć ścieżek zarośnięta. Miejscami las, młodnik tak gęsty że nie do przejścia i trzeba obchodzić. Byłem bardzo szczęśliwy kiedy wreszcie odnalazłem szlak czarny i wiedziałem że jestem we właściwym miejscu. Od wysokości 800m npm jest już nasypane spora pokrywa świeżego śniegu. Szlak stromo, ale bardzo równo pnie się w górę, kiedy zbliżam się do wysokości 1000m npm zaczynam bacznie się rozglądać. Gdzieś tu może troszkę wyżej jest zejście na ścieżkę prowadzącą do chatki. Niestety w tych warunkach, i porze wszystko wydaje się takie samo. Staram się wypatrzyć jakieś ślady, jakieś znaki coś co nakieruje na trop. Chatka nie jest naniesiona na mój GPS i nie mogę jej zlokalizować. Z odczytu mapy wiem że jestem gdzieś blisko, schodzę ze szlaku i idę na przełaj. Brnę w śniegu i coraz mniej mi się to podoba, wreszcie coraz więcej skałek i coraz większe, to znak że blisko Hutniczy Grzbiet. Zatrzymuje się by znów się odnaleźć, błąkam się jeszcze trochę aż wreszcie ślady. Wyraźnie zaznaczona ścieżka, a na ścieżce ślady!!! Po śladach odnajduję miejsce docelowe. Jest północ kiedy otwierają się drzwi i spokojny głos prosi bym zostawił buty na zewnątrz i wszedł do środka.
Pierwszy kubek herbaty
Masywne, drewniane drzwi otwierają się tylko częściowo, bo wypaczona podłoga je blokuje. Wciskam się z moim plecakiem i stoję w małym pomieszczeniu. Nie ma tu światła, oświetlam to miejsce czołówką i widzę drzwi i drabinę na piętro. Wchodzę przez drzwi i jestem w dużej izbie, jest ciepło, bardzo czysto a całość oświetlona świecami. Wita mnie Blady, taką ksywę nosi Adam Kaczmarski który jest obecnie chatarem.
Siadam przy stole i już po chwili dostaję kubek herbaty. Adam oznajmia że pierwszy kubek zawsze się dostaje a kolejne nalewa się samemu w kuchni. Popijam herbatę i zaczynam wypakowywać jedzenie. Przed wyjazdem dzwoniłem do Bladego i pytałem co potrzebuje, zabrałem trochę warzyw, kiełbasę i świeżą prasę. Rozpakowałem się, rozwiesiłem ubrania i upajam się klimatem tego miejsca.
Otwieramy przyniesione winko i rozlewamy po kubku. Między czasie dowiaduje się że idzie tu jeszcze 3 turystów, mieli dojechać z Wrocławia i ruszyć ok 20:00 może poźniej. O godzinie 1:00, Adam dzwoni do chłopaków ale telefon milczy. Mówi że może nie dojechali albo śpią gdzieś na dole. Kończymy butelkę wina i rozmawiamy o historii tego miejsca. Nagle o godzinie 2:15 dzwoni telefon Bladego. Mają szczęście że ma zasięg, ja dzwoniłem po wskazówki kilka razy ale nie było zasięgu u Bladego. Mówią że nie wiedzą gdzie iść i że są gdzieś na czarnym szlaku chyba. Adam nie jest pocieszony że musi teraz wyjść na zewnątrz. Ale tłumaczy chłopakom gdzie mają czekać i że my im wyjdziemy na przeciw.
Na ratunek
Adrenalinka mi skoczyła, akcja nocna. Od razu widzę żę dla Andrzeja to nie pierwszyzna, nawet mnie to nie dziwi bo sam się nałaziłem nim trafiłem. Ubieramy się i wychodzimy, przy wyjściu Adam zdejmuje z wieszaka gwizdek. Klasyka gatunku, podstawa ratunkowa i nieodłączny element apteczki górskiej. Mam taki, sprezentował mi go wraz z apteczką Seweryn. Na głowę montuje moją mega mocną latarkę z diodą cree, ten prezent od Przemka to prawdziwy potwór wśród latarek. I wychodzimy, sypie śniegiem, wieje wiatr i jest mroźno. Adam idzie jak nakręcony, bez problemy porusza się w terenie i prowadzi w umówione miejsce. Wszystko świeżo zasypane śniegiem i nie widać szlaku, jedynie przejścia między drzewami dają znać gdzie iść. Po około 30 minutach dochodzimy do umówionego miejsca, ale nie ma tu nikogo. Próbujemy nawiązać kontakt przez gwizdanie, ale nikt nie odpowiada. Czekamy chwilę i czynność powtarzamy. Aż wreszcie słychać w oddali wołanie. Głosy się zbliżają i po pewnym czasie widać i latarki czołowe. Zapędzili się za wysoko, jeden to nawet ostro bo czekamy na niego jeszcze trochę. Trzech chłopaków, w moim wieku, raczej wysportowani, dobrze ubrani ja na warunki i nie znaleźli (hehehe). Wracamy do chatki, Blady pokazuje też miejsce gdzie powinno się odbić z czarnego szlaku na ścieżkę do chatki. Ale bez znajomości miejsca nie ma możliwości by trafić na ślad ścieżki, wszystko jest takie samo a przesmyk nie wyróżnia się szczególnie. Wracamy trochę dłużej, zbłąkani koledzy niosą plecaki i mają już dość terenowych harców.
Pierwsza noc
Wreszcie jesteśmy w Chatce, znów przyjemnie. Tu rozgrywa się akcja jakiej dawno nie widziałem, otóż jeden z turystów zapakował jajka do plecaka. Zapakował je ,tak jak kupił, na samą górę plecaka, teraz siedzi i wyciera wszystko z jajecznej brei. Mamy z tego kupę śmiechu i co chwila ktoś dosadza jakimś tekstem w kierunku pechowego kolegi.
Jestem zmęczony, żegnam się z pozostałymi gośćmi i wychodzę na poddasze. Miałem spać na hamaku ale już późno i nie mam ochoty szukać mocowania. Kładę się spać na jednym z wielu materacy rozłożonych na podłodze. I zasypiam szybko, budzę się jeszcze na chwilkę kiedy wraca reszta ekipy. Noc mija szybko i chętnie pospało by się jeszcze, ale szkoda czasu.
Życie w chatce AKT
Rano wszyscy schodzą się do izby z kuchnią i stołem. Jest tu klasyczny klimat zadbanej samotni. Głównym elementem jest tu stół, piękny drewniany i pokaźnych rozmiarów. Tu zbierają się wszyscy do rozmów, posiłków i kiedy pije się coś mocniejszego. My siadamy tu na śniadanie, jednym z elementów etykiety tego miejsca jest wspólne spożywanie posiłków. W części pomieszczenia jest urządzona kuchnia, dobrze zaopatrzona, z klasyczną żeliwną kuchnią na opał. Na kuchni stoją dwa wielkie garnki, jeden z herbatą a drugi z gorącą wodą. Obok na ścianie wisi wielka aluminiowa chochelka do nalewania tych płynów. W kuchni stoi też zbiornik na wodę. I zajmujemy się w pierwszej kolejności, w parach po dwie osoby z wiadrami idziemy po wodę. Woda do chatki noszona jest z oddalonej ok 50m studni. Każdy robi kurs i po kilkunastu minutach mamy ok 60l wody w kuchni. Teraz można napić się kawy i coś zjeść. Przy śniadaniu rozmawiamy o planach na sobotę. Blady mówi że wieczoram może się zjawić jeszcze kilka osób. Chłopaki idą na drugą stronę granicy na dobrego browarka. Ja jeszcze dokładnie nie wiem.
Mroźna wycieczka
Jest dość wietrznie i zimno kiedy wychodzimy na zewnątrz gotowi do wycieczki. Sporą nadzieje dają odsłaniane z rzadka błękitne fragmenty nieba. Idziemy razem po naszych nocnych śladach i dochodzimy do czarnego szlaku. Idąc w górę po 30 minutach dochodzimy do czerwonego szlaku. Tu się rozdzielamy, chłopaki schodzą na czeską stronę. Ja idę dalej czerwonym na Czarną Przełęcz. Pomyślałem że odwiedzę moją miejscówkę z początku roku. Wieje okropnie, zdecydowanie najmocniej z moich tego rocznych wypadów. Nie zabrałem termosu ale mam maszynkę do gotowania.
Kiedy dochodzę do wiatki na przełączy rozmawiam jeszcze chwilkę z ludźmi którzy właśnie wychodzą. Poźniej zostaje sam i nastawiam sobie wodę na herbatę. Ucieszył mnie fakt że wstawili drzwi, kiedy tu spałem ostatnio nie było ich. teraz to naprawdę doskonała miejscówka na nocleg. Po chwili wpada dwójka Czechów, para a biegówkach, dziewczyna się trzyma, ale koleś jest ostro wytargany. Mam mało wody więc idę po śnieg by dosypać do kubka na gazie. Kiedy wracam ze śniegiem koleś grzeje się przy mojej maszynce. Przeprasza mnie ale mówi że musi się ogrzać bo nie czuje rąk. Woda się gotuje, Czech się grzeje podjadamy czekoladę. Wypijam kubek gorącej herbaty i zbieram się do wyjścia. Wracam do chatki, dziś nie dzień na chodzenie. Schodzę na szlak zielony i trawersuję do czarnego, poźniej już łatwo bo znam drogę. Po Południu wracam do bazy, chwilę poźniej robi się ciemno.
Stali bywalcy
W sobotę wieczorem w chatce zjawia się kilka osób, głównie stali bywalcy. Czują się jak u siebie i doskonale się znają. Siedzimy wszyscy w kuchni przy stole i rozmawiamy na różne tematy. Między czasie ktoś robi jedzenie i po niedługim czasie na stół wjeżdża patelnia z kolacją. Zjadamy wspólnie posiłek, zaraz poźniej wracają nocni wędrowcy. Między czasie jeszcze ktoś przychodzi ktoś wraca na dół. Atmosfera trochę ospała, ciepło chatki rozleniwia a zmęczenie dniem usypia. Siedzę jeszcze trochę i zbieram się na górę. Tym razem mam już zawieszony hamak i nocspędzę w mój ulubiony sposób
Odwilż
Wczesnym rankiem budzą mnie głosy zbierających się Wrocławian, starają się być dyskretni ale ciężko im idzie. Wreszcie schodzą i jest cisza, słychać tylko odgłosy z kuchni która jest pod poddaszem. Ale jeszcze zasypiam, budzę się przed 10:00 i pakuje plecak. Kiedy schodzę na dół jest już kilka osób, Blady jeszcze śpi. Zjadam śniadanie, wypijam kawę i ubieram się do wyjścia. Jeszcze tylko pamiątkowy wpis w książce meldunkowej. Okazuje się że Wrocławska ekipa zmieniła plan i zeszli na dół a nie jak wcześniej planowali na czeską stronę. Kiedy wychodzę na zewnątrz wszystko staje się jasne, jest odwilż! Wszystko płynie, śnieg mokry, z drzew kapie woda i jest wyjątkowo nieprzyjemnie. W dzień łatwo odnajduję ścieżkę w dół, po mokrej i śliskiej drodze schodzę do auta. Kiedy jestem przy samochodzie w koło nie ma śladu po zimie.
Może jeszcze wróci…
No,no. Wyrabiasz się w pisaniu relacji. Podoba mi się. Dzięki za pokazanie kolejnego, ciekawego miejsca w Karkonoszach. Za rogiem wiosna, wyglądaj jakiejś ciekawej propozycji na wypad w góry ode mnie. Być może będzie mieszanka pół na pół. Hamak plus coś nowego 😉
co to jest to coś nowego? Jakiś zimowy dodatek do hamaczka? 🙂
Świetnie napisana relacja i super zdjęcia, dzięki 🙂
Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę
Mam nadzieję, że kiedyś znajdę czas pozwiedzać znów te zakątki
Właśnie dziś wróciłem z chatki, byłem tam ze znajomymi 4 dni, świetny klimat a w dodatku trafiliśmy na super pogodę 🙂
Wow, kto by pomyślał, że na temat jednej chatki może powstać tak ciekawa, długa relacja :). I zdjęcia mega!
„Magiczne” to za mało powiedziane. To po prostu raj na Ziemi. Mogłabym w takim miejscu spędzić resztę życia i nawet jeden raz nie zatęskniłabym do miasta z jego wygodami. Właśnie takie miejsca jak ta chatka uwielbiam najbardziej.
wybieramy się z dziewczynami na weekend w Karkonosze ( taki babski wyjazd) .W planach mamy odwiedzić chatkę AKT- nie mogę nigdzie znaleść numeru do osób które opiekują się tym miejscem. Czy możecie mi pomóc? Proszę o kontakt gdyż wyjazd jest w ten piątek 🙂
Tel do Chatara – Bladego 609 141 969.Zapraszamy .
Blady już nie jest Chatarem. Teraz jest Siwy – 733 706 805.
Łaziłem tam pod koniec lat ’70. Rezydował tam wtedy chatar „Dziki”
Ja też tam bywałam za czasów Krzyśka „ Dzikiego”. Bywał też Stefan Szczurowski. Dzisiaj przeczytałam, że 5 lat temu zmarł…..Stare dzieje, fajne czasy, chatkowe zasady : baby gotują, faceci noszą wodę i drewno, studenci się do niczego nie nadają ?, a jak ci się nie podoba – wy….j na Odrodzenie. Widzę po zdjęciach, że mocno się Chatka nie zmieniła od moich czasów. Ech….
Cześć! Też tam byłem za czasów Dzikiego! Nie wiesz, co z nim? Z 20 lat temu spotkałem jego kumpli w pociągu, a potem w schronisku Pod Łabskim Szczytem. Mówili, że osiadł w Świeradowie, czy w Wolimierzu … Nawet radnym podobno był … Wiesz coś o Christosie?
To tak, jak ja! Czy wiesz coś o losach Dzikiego?
nawet długo tam rezydował, bo jeszcze w 1983 r. 🙂 … była to wtedy „Chata Dzikiego”.
Chodziłem tam 20 lat temu, nachodzą mnie sentymenty chyba odwiedzę na chwilę to miejsce. Klimat był nieprawdopodobny. Te świece, ten stół, ta ciemność… Rozmowy prawie do świtu, o maj gudnes rozmarzylem się….. Czulem się tam nieprawdopodobnie. Eaz zeobilismy zrzutke w nocy na alkohol, poszedłem na dół do babcinej meliny (ciekawe czy jeszcze jest) po drodze wytrzezwialem i zaczalwm sie bac na powrocie. Wypilem ze strachu poł flaszki pod śnieg i bylo mi wstyd. Ale ku mojemu zdziwieniu dostałem od reszty brawa za to ze wogole vos przynioslem… Co za ludzie, co za czasy kochalem tam przebywać.
Byłem w tej chatce zdaje się, że w 2005 roku, wieki temu 🙂
Do dziś pamiętam zasadę, że kto zacznie jeść bez hasła „Smacznego” musi potem zmywać gary 🙂
Pamiętam też bimber od Kniazia (?), chociaż wróć… nie pamiętam 😉
Obiecałem sobie, że niebawem znów tam pojadę 🙂
P.S. fajna recenzja i zdjęcia 🙂 Wróciły wspomnienia 🙂